"Dzień Kobiet Bez Kompromisów" skończył się użyciem przez policję gazu łzawiącego - Wroinfo.pl

“Dzień Kobiet Bez Kompromisów” skończył się użyciem przez policję gazu łzawiącego

Wczoraj we Wrocławiu odbył się protest pod hasłem "Dzień Kobiet Bez Kompromisów". Próbując zatrzymać protestujących, policja użyła siły oraz gazu łzawiącego. Udało nam się porozmawiać z aktywistą Mateuszem Pijaczyńskim, który był światkiem tych wydarzeń.
fot. Natalia Góraleczko/NoweMedium

Międzynarodowy Dzień Kobiet jest okazją do zamanifestowania potrzeby równości oraz respektowania praw kobiet. W obliczu wydarzeń, związanych z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w Polsce, 8 marca nie mógł obejść się bez echa.

“Dzień Bez Kompromisów” we Wrocławiu

Oddział ogólnopolskiego Strajku Kobiet we Wrocławiu regularnie organizował manifestacje w związku ze sprzeciwem odnośnie decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Więcej tutaj.

Wczoraj, z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet, także zorganizowano happening w samym centrum Wrocławia pod hasłem “Dzień Kobiet Bez Kompromisów”. Początkowo protest przebiegał pokojowo. Przy ul. Świdnickiej organizatorzy przygotowali cztery klatki, które symbolizowały zamknięcie kobiet niczym w więzieniu. Zaraz obok cel stali ich oprawcy, czyli sędzia, policjant, ksiądz Prezydent Andrzej Duda:

W tle całego wydarzenia słychać było utwór w wykonaniu Chóru Czarownic – Twoja władza:

Twoja władza, Twoja wiara, moja wina, moja kara. W Twoich rękach jest mój świat. Masz mnie w garści milion lat.

W międzyczasie uczestnicy wydarzenia mogli podpisać się pod obywatelskim projektem ustawy legalizującej aborcję oraz inicjatywą uchwałodawczą – przyjazne miasto – stop drastycznym treściom.

Cały happening otworzyła po godzinie 18:00 Anna Kowalczyk-Derlęga, która powiedziała, że prawicowi politycy chcą, aby kobiety były posłuszne i nie walczyły o swoje prawa. Policja, która powinna zajmować się przemocą w rodzinie, atakuje manifestujących obywateli.

Policja użyła gazu łzawiącego

Kiedy manifestacja zaczęła się powiększać i protestujący wyszli na ulicę Kazimierza Wielkiego, doszło do szarpaniny z policją. Radiowozy stanęły w poprzek jezdni i blokowały dalszą trasę protestujących. Część aktywistów wróciła na ul. Świdnicką, a inni poszli dalej. Kiedy uczestnicy protestu usiedli na ulicy, aby zablokować przejazd radiowozom, doszło do szarpaniny i użyto gazu łzawiącego. Poszkodowanych zostało kilka osób.

Udało nam się zapytać jednego z manifestujących o przebieg niniejszych wydarzeń. Mateusz Pijaczyński od najmłodszych lat angażuje się w protesty wspierające równość, demokrację i prawa człowieka. O wczorajszym zachowaniu policji powiedział:

Chodząc na takie manifestacje, zdaję sobie sprawę z konsekwencji jakie mogę ponieść. Policja jest narzędziem władzy i stara się zastraszać młode pokolenie pragnące zmian. Jednak wciąż byłem w szoku, gdy na dzisiejszym proteście, niesprowokowana użyła na nas gazu pieprzowego. Miałem szczęście, stojąc dostatecznie daleko i skończyło się u mnie tylko na podrażnionych oczach, jednak mój znajomy fotograf dostał gazem centralnie w oczy i wraz z innymi aktywistami musieliśmy udzielić mu pomocy. Funkcjonariusze zachowywali się bardzo agresywnie, popychając i szarpiąc protestujących. Nie stanowiliśmy dla policji zagrożenia, a jednak traktowali wszystkich tych młodych ludzi, jak wrogi oddział do unicestwienia.

Podczas manifestacji na Kazimierza Wielkiego doszło do zatrzymania jednego z reporterów i aktywistów Strajku Kobiet Tomasza Franckiewicza. Protestujący udali się więc pod komisariat, aby domagać się wypuszczenia mężczyzny. Wśród nich znalazł się również Mateusz Pijaczyński:

Aktywista o imieniu Tomek został zatrzymany oraz odwieziony na komisariat, więc udaliśmy się za nim, by domagać się jego wypuszczenia. Pod samym komisariatem wdałem się w dyskusję z członkiem policyjnego zespołu anty-konfliktowego, który stwierdził między innymi, iż protestujący są sami sobie winni, że tak ich potraktowano, gdyż w którymś momencie ludzie zaczęli biec chcąc uciec przed policją, za nim ta nie zablokuje im drogi. Nie wierzę, by grupka biegnących aktywistów stanowiła dostateczny powód, by potraktować nas jak niebezpieczne zwierzęta. Zostaliśmy pod komisariatem, domagając się wypuszczenia Tomka, a policja po kolei spisywała nas wszystkich. Gdy funkcjonariusze podeszli, poinformowali mnie, iż sprawa o blokowanie ulicy zostanie skierowana do sądu.

Aktywista Mateusz Pijaczyński został spisany przez policję i oczekuje listu z urzędu, w którym poinformują chłopaka o dalszym postępowaniu. Jak wskazuje, działania wrocławskich funkcjonariuszy nie zraziły go do uczestnictwa w kolejnych protestach:

Bawi mnie, że mam tylko 17 lat, a już miałem więcej interakcji z policją, niż większość Polaków przez ich całe życie. Teraz pozostaje czekać na przyjście listu z urzędu, w którym poinformują mnie o dacie przesłuchania. Wątpię by ta sytuacja miała bardzo wpłynąć na moje postępowanie, wciąż będę protestować i domagać się przestrzegania praw człowieka. Nie czuję się zastraszony i policjanci mogą spodziewać się, że spotkają mnie na protestach jeszcze wielokrotnie.

Mateusz Pijaczyński już od 12 roku życia angażuje się w działalność społeczną. Początkowo to ojciec zabierał go na manifestacje KODu, ale wraz z narastającą frustracją związaną z działalnością rządu, sam zaczął coraz bardziej interesować się aktywizmem.